Też mogę, czemu nie. Musicie mi wybaczyć brak tapety, nie lubię.
Offline
Crucyfy myself
Brak tapety? Dziewczyno, dziś to się ceni! A Ty jestes sliczna
Offline
To bardzo miło słyszeć, dziewczęta :)
Offline
Makijaż nazywam tapetą.
A włosy moje były turkusowe. Wracam do naturalnego, piknego blondu.
Offline
Lisi Chomik
Makijaże są okropne (no, chyba, że chodzi o makijaż na twarzach artystów KISS :P) Ale ładnie wyglądasz i duży plus za naturalność!!!!
Offline
mi makijaże u kobiet nie przeszkadzają, lubię 'kocie oczy', czerwone usta. ale jak ktoś nie musi/lubi się malować jego sprawa. a jak ktoś nie musi jak ty, apo, to już w ogóle. ładnie ci bez makijażu.
snakealke @w@ czy o naturalności można mówić w przypadku farbowanych (i to na całkiem nienaturalny kolor) włosów? hm.
Offline
Lisi Chomik
No, farbowane włosy to akurat nie naturalność (choć wiele dziewczyn tak na wakacje robi, by być- jak to mówią- "crazy"), ale mi chodzi o to, że nie ma tapety na twarzy i nie wygląda jak ta "ślicznotka" . Z góry przepraszam za wielkość zdjęcia
Offline
czy naprawdę musimy popadać w skrajności. to nawet nie jest makijaż tylko tapeta i to prawdziwa tapeta. takie postrzeganie kobiet w makijażu jest dziwne, bo nie każda się tak maluje. rilke zawsze jest pomalowana i ja to lubię, nie przeszkadza mi to, tak samo jak chodzi bez makijażu. zaraz wyjdzie, że jak ktoś się maluje jest gorszy...
i przyczepiłem się raczej do definicji neutralności, a nie do farbowania włosów. takie wakacyjne zmiany koloru odbieram raczej nie jako popisówkę, tylko odrobinę wolności na jaką można sobie pozwolić.
a dziewczyny w farbowanych włosach też są fajne.
Offline
Widzę, że moje zdjęcie dało początek dyskusji, cieszę się. Wybaczcie za okrojoną definicję, nie miałam możliwości rozwinięcia jej i tyle. Dla mnie tapeta to pełny makijaż. Baza, korektor, podkład, puder, cienie, liner, tusz, kredka, bronzer, róż i szminka/pomadka. Może i brzmi to abstrakcyjnie, ale cała masa kobiet robi swojej skórze coś takiego codziennie, bo tak trzeba, no bo w końcu bez makijażu wygląda się jak maszkaron.
Nie myślcie sobie, że jestem zarozumiała, po prostu nie czuję potrzeby malowania się do spożywczaka. Jasne, kiedy mam ochotę, kiedy chcę i kiedy potrzebuję, co zdarza się często, to maluję się. Zdziwilibyście się, jak inaczej wyglądam, z pewnością lepiej, ale po miesiącu codziennego makijażu moja cera byłaby zniszczona.
Natomiast kiedy widzę na ulicy 3 młode kobiety z takim samym "kocim okiem", to mam ochotę pacnąć się w twarz. Tak samo z ubraniami. Nie jestę hipsterę, mam po prostu mózg i indywidualną osobowość.
Jeśli chodzi o kolor włosów... Eh, mam wrażenie, że wszyscy oprócz mnie się nim ekscytowali. A ja, cóż bardzo lubię turkusowy, użyłam pianki koloryzującej, nacieszyłam się ulubionym kolorem i wracam do naturalnego stanu rzeczy. Żadne tam krejzi, i inne wybryki, chociaż zwijcie to jak chcecie. Teraz jestem znowu "złotowłosa".
Offline